Był pewien młody człowiek, który żył na Zachodzie
Stanów Zjednoczonych. Nie czynił on nigdy nic szczególnie złego. Lecz pewnego
dnia, grając w karty, stracił panowanie nad sobą. Dobywszy rewolweru, zabil
swego przeciwnika. Został aresztowany, osądzony i skazany na śmierć przez
powieszenie. Ale powołując się na jego dotychczas nienaganne życie, przyjaciele
i krewni złożyli petycję o ułaskawienie. Zdawało się, że wszyscy chcą podpisać
tę prośbę. Słyszano o tym w innych miastach i wsiach i mieszkańcy chętnie
składali swe podpisy. W końcu zaniesiono petycje
do gubernatora, który był chrześcijaninem; łzy stanęły mu w oczach, gdy
zobaczył kosze wypełnione petycjami. Zdecydował się ułaskawić młodego człowieka,
podpisał odpowiedni akt, a nastepnie, przebrany za duchownego, poszedł
do więzienia. Gdy zbliżył się do celi śmierci, młody człowiek przyskoczył
do kraty i zawołał:
"Odejdź. Nie chcę cię widzieć. Już siedmiu klechów
przychodziło tu do mnie. Dość miałem religii w domu".
"Lecz", odpowiedział gubernator, "poczekaj chwilę,
młody człowieku, mam coś dla ciebie, pozwól, bym mówił z tobą."
"Słuchaj", zawołał młody skazaniec z gniewem,
"jeśli natychmiast stąd nie wyjdziesz, to zawołam strażników żeby cię wyrzucili."
"Ależ, młody człowieku," zawołał gubernator,
"mam dla ciebie nowinę, najlepszą nowinę. Czyż nie chcesz, bym ci ją przekazał?"
"Słyszałeś, co powiedziałem" rzekł skazaniec,
"jeśli natychmiast stąd nie wyjdziesz, zawołam strażników".
"Trudno", powiedział gubernator i z ciężkim sercem
zawróciwszy, opuścił więzienie.
W parę chwil później nadszedł strażnik.
"No, młodzieńcze" - powiedział "widzę, że miałeś
wizytę samego gubernatora."
"Co?" - zawołał skazaniec. "Ten człowiek w stroju
duchownego był gubernatorem?"
"Tak", odpowiedział strażnik, "przyniósł on ci
ułaskawienie, ale ty nawet słuchać go nie chciałeś."
"Daj mi papier, pióro i atrament" - zawołał młody
człowiek. I usiadłszy, napisał: "Drogi Panie Gubernatorze,
winienem Pana przeprosić. Żałuję, że w ten sposób
potraktowałem Pana..." i tak dalej. Gubernator otrzymawszy list, napisał
na odwrocie: "Pozostawić bez rozpatrzenia."
Nadszedł dzień, w którym skazaniec miał ponieść
śmierć. "Czy chcesz coś powiedzieć przed śmiercią?" - zapytano go. "Tak,"
- odpowiedział. "Powiedzcie młodym ludziom w całej Ameryce, że nie umieram
za swoją zbrodnię. Nie umieram za to, że jestem mordercą. Gubernator ułaskawił
mię. Mogłem żyć. Powiedzcie im, że umieram dlatego, iż nie chciałem słuchać
propozycji gubernatora.'
Przyjacielu, jeśli jesteś zgubiony, to nie z powodu
twoich grzechów, lecz dlatego, że nie chcesz przyjąć tego,
co ci Bóg ofiaruje przez swego Syna. Bo jeśli
odrzucisz Jezusa Chrystusa, to cóż Bóg będzie mógł uczynić dla
ciebie? Niweczysz w ten sposób jedyną nadzieję
zbawienia.
W roku 1892 Wilson i Porter zostali skazani na
śmierć przez powieszenie za ograbienie poczty amerykańskiej.
Porter został stracony, Wilsona zaś ułaskawiono.
Odmówił on jednak przjęcia ułaskawienia i prezes Sądu Najwyższego, John
Marshall, cofnął łaskę, uzasadniając to następująco:
"Ułaskawienie jest rzeczywiste, lecz dla jego
ważności istotne jest uwolnienie, lecz uwolnienie nie może się dopełnić
bez przyjęcia. Może ono zatem być odrzucone przez osobę, którą ułaskawiono;
jeśli zaś zostało odrzucone, to Sąd nie widzi się władny do zmuszenia osoby
skazanej, aby przyjęła ułaskawienie."
Odpowiedzialność zatem spoczywa na tobie. Jeśli
nie przyjmiesz ułaskawienia od Boga, to On cię nie zmusi.
"Jakoż uciekniemy, jeśli zaniedbamy tak wielkiego
zbawienia?" (Hebr. 2: 3).